wszystko ma swój początek i koniec
(zacznę wiersz od końca
na dobry początek)
czas odejść
historia każdego człowieka
zaczyna się w wodach płodowych
a kończy w suchym piachu
(i to nie są ciepłe piaski egzotycznych plaż)
na początku było słowo
oddech
myśl
grzech
nowe znaczenia nakreślone
wstydem
niekonsekwencja na początku
źle się kończy
choć wiemy że czasem tak być musi
podobnie jak z
zadaniem matematycznym
logicznie uporządkowanym
w chaotycznym zapisie znaków
wzór na szczęście
zawsze daje liczby dodatnie
poprawny wynik chwilowo zapełnia
puste umysły czy serca
tańczę na pomniku własnej próżności
wcale nie do rytmu
przyklaskiwania cudzych spoconych dłoni
widzę ludzi
podchodzą
przystają na chwilę
odchodzą
jedna znajomość albo kilka
widoczna z góry obnaża dwa krańce
których przebycie
kończy i zaczyna
nowy etap
wierzę w uporządkowaną kolejność zdarzeń
spokojnie
samoistnie
zaczynam żyć
MW
wtorek, 26 kwietnia 2016
czwartek, 14 kwietnia 2016
wszystko co mam
nie mam nic oprócz oddechu
nie mam nic oprócz kilku
wdechów i wydechów
kilku natchnień
szumu w głowie - tornad - burz
natłok zdarzeń przyspiesza bicie serca
w panice łykam rześkie powietrze
me ciało spragnione życia
odwodnione
osolone łzami
czasem słabnie i umiera
na kilka chwil tracę oddech
tracę wszystko co mam
nie wyczuwam pulsu
wołam o poruszenie serca
błagam o litość nad człowiekiem
i zamiast soku z drzewa życia
spływa po mnie ludzka ślina
która tylko skleja nagie fakty
nie jest mi żal
chociaż to słowo
chyba nigdy nie odda siły ucisku
schowanej głęboko duszy
nie jest mi źle
mimo że czasem boli
przygnieciona klatka piersiowa
na której zbyt wiele ciężarów
nie jest mi źle
choć to ciężkie
udawać wtedy piórko
tak lekko niesione przez wiatr
nie jest mi źle
nie jest
ale niełatwo wzbić się w powietrze
z kamieniem na sercu
MW
nie mam nic oprócz oddechu
nie mam nic oprócz kilku
wdechów i wydechów
kilku natchnień
szumu w głowie - tornad - burz
natłok zdarzeń przyspiesza bicie serca
w panice łykam rześkie powietrze
me ciało spragnione życia
odwodnione
osolone łzami
czasem słabnie i umiera
na kilka chwil tracę oddech
tracę wszystko co mam
nie wyczuwam pulsu
wołam o poruszenie serca
błagam o litość nad człowiekiem
i zamiast soku z drzewa życia
spływa po mnie ludzka ślina
która tylko skleja nagie fakty
nie jest mi żal
chociaż to słowo
chyba nigdy nie odda siły ucisku
schowanej głęboko duszy
nie jest mi źle
mimo że czasem boli
przygnieciona klatka piersiowa
na której zbyt wiele ciężarów
nie jest mi źle
choć to ciężkie
udawać wtedy piórko
tak lekko niesione przez wiatr
nie jest mi źle
nie jest
ale niełatwo wzbić się w powietrze
z kamieniem na sercu
MW
poniedziałek, 11 kwietnia 2016
Zawieszenie A-ntykonformistyczne
GŁOS PIERWSZY:
świat dookoła pędzi
a ty utknęłaś w punkcie A
świat pędzi
ty jesteś na etapie A!!!
GŁOS DRUGI:
A...
aha...
powiedzmy, że...
podziwiam początek
z niekoniecznością końca
bo na co komu koniec
koniec końców i tak sam przyjdzie
AA (Anonimowy Autodestrukcyjnyosobnikhomosapiens)
aczkolwiek to tylko spekulacje
koniec
MW
___
Update 23.02.2018: ten wiersz jest dziwny...
GŁOS PIERWSZY:
świat dookoła pędzi
a ty utknęłaś w punkcie A
świat pędzi
ty jesteś na etapie A!!!
GŁOS DRUGI:
A...
aha...
powiedzmy, że...
podziwiam początek
z niekoniecznością końca
bo na co komu koniec
koniec końców i tak sam przyjdzie
AA (Anonimowy Autodestrukcyjnyosobnikhomosapiens)
aczkolwiek to tylko spekulacje
koniec
MW
___
Update 23.02.2018: ten wiersz jest dziwny...
sobota, 9 kwietnia 2016
Jak cień
Ucieknę stąd kiedyś, nie mówiąc nic
pewnej nocy przy świetle księżyca.
Ucieknę nim słońce zacznie tu bić
promieniami budzącymi do życia.
Ucieknę kiedyś, bo tak będzie lepiej.
Z załzawioną pamięcią ulotnych chwil.
Z garścią żywych jeszcze wspomnień.
By już ich nigdy... nie zgładził... nikt.
Ucieknę ci kiedyś, zanim zatęsknisz.
Ucieknę przy świetle naszego księżyca.
Będę biec przed siebie tak, jak kiedyś
tuż przed ciągłym lękiem serc rozbicia.
I Zostanę... kiedyś... i będę szczęśliwa.
Zostanę gdzieś tam, gdzie wieczny dzień.
Zostanę, gdzie nie ma naszego księżyca.
Dzień miniony. Dzień dzisiejszy. Jak cień.
MW
Ucieknę stąd kiedyś, nie mówiąc nic
pewnej nocy przy świetle księżyca.
Ucieknę nim słońce zacznie tu bić
promieniami budzącymi do życia.
Ucieknę kiedyś, bo tak będzie lepiej.
Z załzawioną pamięcią ulotnych chwil.
Z garścią żywych jeszcze wspomnień.
By już ich nigdy... nie zgładził... nikt.
Ucieknę ci kiedyś, zanim zatęsknisz.
Ucieknę przy świetle naszego księżyca.
Będę biec przed siebie tak, jak kiedyś
tuż przed ciągłym lękiem serc rozbicia.
I Zostanę... kiedyś... i będę szczęśliwa.
Zostanę gdzieś tam, gdzie wieczny dzień.
Zostanę, gdzie nie ma naszego księżyca.
Dzień miniony. Dzień dzisiejszy. Jak cień.
MW
Subskrybuj:
Posty (Atom)